15 maj 2012

Sesja zdjęciowa B&W


Ponieważ kocham czarno- białe zdjęcia….
Szybka notka, na więcej czasu brak. Sesja z przewspaniałą Pauliną w której rękach aparat zmienia się w czarodziejską różdżkę. 

Poniżej efekty naszej wspólnej pracy. Paulina mistrzyni aparatu, ja przypozwałam gdzieniegdzie, umalowałam się i ubrałam.







Już niebawem kolejna recenzja, tym razem będzie to podkład Avon Extralasting.
Używałyście kiedyś tego podkładu? 

5 maj 2012

Posty, postunie, recenzje, recenzunie...Garnier mleczko i balsam


  Dzisiejsza recenzja dotyczyć będzie dwóch produktów ale za to z jednej serii J
Jeszcze nie miałam okazji pisać o mojej mega suchej skórze, jestem alergikiem i w sumie mam tak odkąd pamiętam. Walczę z tym też odkąd pamiętam i również odkąd pamiętam jest to walka z wiatrakami. Bo jak już znajdę świetny balsam lub masło do ciała wtedy moja skóra tak jak by wolała być jednak sucha, odpiera wszystkie składniki odżywcze i nadal jest taka jak kiedyś. I tak oto zataczamy błędne koło.  Zapewne jak już się domyślacie wszystkie recenzje na moim „blogasku”, dotyczyć będą mazideł do suchej skóry.

 No to jedziemy: Kupując Mleczko Przywracające Balans Nawilżenia Skóry Garnier  dostałam w prezencie Wygładzający Krem Do Rąk Garnier.


Na pierwszy ogień idzie mleczko:
Jak to u mnie bywa, najpierw zobaczymy co do zaoferowania miał producent.
Specjalista od skóry przesuszonej i odwodnionej, mleczko do ciała przywracające balans nawilżenia skóry zostało wzbogacone w aktywny składnik Hydro-Urea. Stosowane każdego dnia mleczko pomaga skórze po tygodniu odzyskać naturalny balans nawilżenia. Przez 24 godziny Twoja skóra jest ciągle otulona łagodnością: w każdej chwili dnia jest gładka, elastyczna i delikatna, jakbyś dopiero użyła mleczka. Po tygodniu stosowania mleczka Twoja skóra jest intensywnie nawilżona i wyjątkowo delikatna.”
Można się w sumie z tym zgodzić…. czasem tak bywa, że rano wysmaruję cielsko balsamem a około południa wyglądam jak  suszona śliwka węgierka  (oczywiście chodzi mi fakturę nie o kolor) w tym przypadku skóra cały dzień wydaje się nawet (uwaga) gładka i miła w dotyku.  Jednak nie zauważyłam żeby stała się bardziej elastyczna niż była przed zastosowaniem ale za to skóra zaczęła być lepiej nawilżona już po drugim dniu.  Niestety słabo się go wyciska, opakowanie dość  nieporęczne.
Po nałożeniu mleczka skóra delikatnie szczypie jest to minimalnie irytujące uczucie ale jeśli wiem że za chwilę będzie już bossko nawilżona zagryzam zęby i staram się przetrwać najwyższy stan irytacji zajmując się depilacją brwi. Zazwyczaj pomaga.
Czytając opinię gdzieś na stronie producenta znalazłam coś o łokciach i kolanach, właśnie ich dotknęłam i tak jak ktoś tam napisał są gładkie i miłe w dotyku J Sama tego wcześniej nie zauważyłam, może dlatego że rzadko kiedy macam się po łokciach. Mogę się posunąć do stwierdzenia , że prawie nigdy… chyba że mocno w swoim roztrzepaniu w coś przyłożę a zazwyczaj jest to rama drzwi.  Wracając do mleczka, jest wydajne i nie muszę jak zazwyczaj wyładować na siebie pół opakowania. Działa chyba na mnie lepiej niż Neutrogena i czerwony Garnier!


ZALETY:
- jest idealnie nawilżający
- jest niedrogi
-jest wydajny

WADY:
- dziwne opakowanie-nieporęczne
 (niestety wszystkie Garniery tak mają)

-po nałożeniu mleczka delikatnie szczypie ciało



Mimo wszystko: 6/6 , opakowanie następne na pewno kupię.
Cena:  400ml- 17,00zł



I ten mały cudny gratis: Wygładzający Krem Do Rąk Garnier
Według producenta:  „Garnier ma dla Ciebie dobrą wiadomość: bogata formuła Wygładzającego kremu do rąk zawiera 5% HYDRO-UREA, nawilżający składnik utrzymujący nawilżenie skóry na optymalnym poziomie. Gładkość skóry + długotrwałe nawilżenie przez 24 godziny.
nawilżenie: +62% *
skóra bardziej wygładzona: u 100% **
skóra bardziej miękka i delikatna: u 100% **
*test instrumentalny po 4 tygodniach - 25 kobiet
**samoocena po tygodniu stosowania - 39 kobiet”
Procenty, procenty nigdy nie wiadomo czy to prawda. Ma lżejszą formułę od jego brata mleczka do ciała i szybciej się wchłania. Podobnie pachnie ale za to nie szczypie J  Nie skleja rąk i nie zostawia ich lepkich.  Mam jednak wrażenie, że jest albo A. mało wydajny albo B. ma po prostu małe opakowanie. Chyba jednak bardziej jestem za B. bo to tylko 50ml.
Zastanawiam się czy bym go kupiła bo takie małe opakowanie kosztuje ok. 15,00 zł a wiem, że można kupić różne inne o takim samym działaniu o większej pojemności (AVON care-intensive moisture ok. 8,00zł/100ml, cała seria Isany z Rossmanna od 3,00 do 6,00zł/100ml i wiele wiele innych ).  Tak, więc przed kremem w postaci gratisu nie brońcie się lecz samego nie kupujcie.


ZALETY:
-szybko się wchłania
-super nawilża
-nie skleja i nie pozostawia po sobie śladu na rękach

WADY
-cena z kosmosu
-małe i niewygodne opakowanie



5/6 bo jednak swoje zadanie spełnia , następnego nie kupię bo nie jest wart swojej ceny J
Cena:  50ml- 15,00zł


Na podsumowanie zarzucę tekst który przoduje mi podczas zakupów: nigdy nie kupię nic, co nie jest warte swojej ceny! Chodzi mi głównie o te wszystkie szmery bajery markowe kosmetyki, niby Chanel itp. Identycznie jest z ciuchami. Oczywiście są niektóre produkty warte swojej ceny i  wtedy sobie nie żałuję. Ale żeby kupić coś dla samej marki… o to, to nie J. Wychowałam się w pracowni krawieckiej mojej mamy, w wieku lat 7 usiadłam za maszyną do szycia po raz pierwszy i wtedy też uszyłam pierwsze ubranka dla moich lalek. Potrafię odróżnić coś fatalnie uszytego od porządnej garderoby. I niestety, większość  ciuchów na półkach sklepowych wygląda tak jak moje pierwsze konstrukcje dla moich lalek. Dlaczego ja mam tyle za to płacić? No chyba, że jest to jakaś autorska kolekcja to już inna sprawa.
 Mało rzeczy jest naprawdę konkretnie wykończonych.  Jak na razie, daję się pociąć za EMU J


Do miłego
Olala

2 maj 2012

Recenzja pierwsza- Solutions ochronna kuracja liposomami, AVON

Systematyczności na tym blogu chyba nigdy nie zaznacie :)
Niestety czasem tak bywa w moim życiu, że jak już się dzieje to dzieje się wszystko naraz.
Ale nie ma co narzekać tylko zabierać się za pierwszą recenzję.
Na pierwszy ogień poszedł krem SOLUTIONS firmy Avon.


 A dokładniej jest to Ochronna  kuracja z liposomami.

 Jak możemy przeczytać na stronie producenta...:
Kuracja zapewni skórze długotrwałe nawilżenie i odżywienie, a także pomoże zachować młody i zdrowy wygląd. Kosmetyk skutecznie zregeneruje zmęczoną skórę, jednocześnie przywracając jej blask i witalność. Zaletą produktu są również jego właściwości ochronne. Mocno skoncentrowany kosmetyk tworzy swoistą barierę zabezpieczającą cerę przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych takich jak słońce, niskie temperatury, wiatr czy zanieczyszczenia. 
Sekret dobroczynnego działania ochronnej kuracji tkwi w odżywczej formule opartej na bazie liposomów i kompleksu z witaminami A, C i E. Liposomy, wchodzące w skład produkty, to małe lipidowe cząsteczki, które transportują witaminy w głąb skóry i przyspieszają ich wnikanie bezpośrednio do wnętrza komórek. Dzięki temu krem działa szybko i skutecznie. Przy regularnym stosowaniu kondycja skóry widocznie się poprawia. Zaletą kuracji jest również jej aksamitna konsystencja.  

I niestety cały ten powyższy opis to nie wciskanie kitu konsumentowi- jak to zazwyczaj bywa- a cała prawda o tym maleńkim i tanim cudeńku. Niestety- bo jest to chyba kolejny produkt od którego się uzależnię.

Kremu a właściwie kuracji używam od miesiąca i może moja twarz nie wygląda jak po botoksie to znacznie się naciągnęła. Jest gładka i miła w dotyku, prawie jak pupa niemowlaka ;) Prawie, bo trądzik mnie w życiu nie oszczędzał i mam na policzkach małe blizny. Ale nie o bliznach tu pisać powinnam a o kremie, kupiony był w super promocji coś ok. 9,90zł
Było warto, krem w normalnej cenie kosztuje 26,00zł ale co chwila pojawiają się promocje na ten produkt.



Używam go codziennie rano, nadaje się super pod podkład. Jedynym minusem jest delikatnie lepiąca powłoka która zostaje po nałożeniu kremu. Ale osobiście mi to nie przeszkadza.
Zapach jak dla mnie super, delikatny i niezobowiązujący. Spytałam K. czym dla niego pachnie, określił to jako zapach mydła z publicznej toalety...powiem jedno, chciałabym żeby tak pachniały te wstrętne zazwyczaj mydła.

                                                                         
Zalety:
-nawilża i wygładza
-jest niedrogi
-ma ładne opakowanie (można śmiało postawić na półce w łazience) :)

Wady:
-lepka powłoka

Pojemność: 50 ml
Cena bez promocji: 26,00zł
AVON





I tym podsumuję moją pierwszą recenzję. Dodam jeszcze, że moja skóra jest bardzo sucha z tendencją do przetłuszczania się na czole, nosie i podbródku . W czasie używania tego kremu buzia przetłuszcza się o wiele mniej. Ale nie mogę powiedzieć, że wcale.
W 100% polecam. Tak, kupię następne opakowanie.
6/6

25 kwi 2012

Muminek

Takie są efekty kiedy zaczyna mi się nudzić....
Muminek wersja pierwsza:


No i oczywiście nie wygląda to nawet w połowie tak jak na "żywca", poza tym już widzę że krzywo...więc proszę nie krzyczeć :)


Makijaż iście sceniczny lub dla odważnych, chociaż na powyższym zdjęciu wygląda całkiem wyjściowo.
Muszę ogarnąć zdjęcia, ponieważ redaktor K. nie daje rady. Sama z ręki też nie umiem, jakieś wyjście z tej patowej sytuacji? :)



Ależ ja lubię eksperymentować,a później wychodzą z tego takie babole:


Nie wiem jak nazwać powyższą postać...jakieś "propozyszyn" ?
Swoją drogą czas zacząć testować kosmetyki, będę tutaj dość obiektywnie oceniać jakość wybranych produktów. Niektóre zapewne, pozwolę sobie nawet Wam polecić.

Tak, więc do następnego ;)







19 kwi 2012

Próbny ślubny

Taddam...witam po raz trzeci już :)
Moim zdaniem idę jak burza! Nawet zaczęło mi się to podobać, gdy coś robię zastanawiam się czy nada się to na mojego blogaska.
Coś mnie choróbsko bierze.. a właściwie to już się do mnie dobrało. No ale ja postu nie napiszę? oo nie no przecież wiem, że czekacie :)

A dzisiaj, głównie o dniu wczorajszym. Mianowicie: sezon na "mejkapy" ślubne uważam za rozpoczęty. Makijaż próbny Michaliny udany, widzimy się w dniu ślubu. Przy makijażu powiek postawiłyśmy na delikatne kolory: biel połączona brązem za pomocą delikatnego złota .

Niestety zdjęcia przekłamują, użyte cienie były opalizujące przez co inaczej wyglądają z lampą błyskową. Nad linią rzęs delikatna czarna kreska, ponieważ Michalina jest miłośniczką kresek i nie wyobraża sobie żeby w tak ważnym dla niej dniu jej zabrakło. Oczywiście dojdą jeszcze kępki rzęs i ładnie wyrównane brwi. Prosto, delikatnie, bez udziwnień :)

Cienie M.A.C- (Coppering, Goldmine, Nylon, Amber Lights, White Frost -chyba wszystkie;)
Podkład- Ultrafoundation Kryolan- odcień Alabaster
Puder sypki z bambusem -Everyday Minerals-odcień yellow
Tusz do rzęs- Maybelline Colossal

Na dzisiaj tyle, wystarczy. Muszę Wam dozować ;)
Acha, baza pod cienie wyszła extra i jak ładnie trzyma!
Pozdro




17 kwi 2012

Domowej roboty baza pod cienie

Jak się jednak okazuje, to nie pierwszy post był najtrudniejszy. Zacząć drugi jest o wiele gorzej.
No, ale to już mam za sobą.
Nie wiedziałam czym Was dzisiaj zanudzić...padło na domowej roboty bazę pod cienie. Ponieważ w necie jest wiele przepisów na udaną bazę i nie wiadomo który wybrać, stworzyłam swój przepis. W sumie to nie do końca mój, raczej zawsze używa się podobnych produktów. A, że to z tego co miałam pod ręką mogę go określić jako mój przepis. Zrobiłam go pierwszy raz, więc Wy do stworzenia swojej bazy wstrzymajcie się dopóki nie wypróbuję tego specyfiku na sobie. Póki co, źle to nie wygląda.


Do stworzenia bazy potrzebujemy na pewno tłustych glicerynowych produktów. U mnie znalazły się:
-wazelina
-gliceryna
-masło shea
-masło kakaowe
-płynny podkład ( padło na bardzo jasny, którego używam rzadko) .

W takiej kolejności wymieszać należy dokładnie (w opakowaniu np. po kremie -wykałaczką lub patyczkiem), dodając powyższe  produkty pojedynczo. Oczywiście starym sposobem "na oko", nie dodając za dużo gliceryny bo będzie zbyt płynna.

A wygląda to w moim wykonaniu tak:

Taki specyfik idealnie nadaje się pod cienie sypkie jak i te w kamieniu. Super wzmacnia kolor cieni o małej zawartości pigmentu. Jeśli już kiedyś robiłyście takie cudeńko i macie jakieś uwagi na ten temat- piszcie, każde info na wagę złota.

A tym czasem czas na sen. Zmęczyły mnie te robótki domowe. Jeszcze redaktor K. swoim chrapaniem tak pięknie i melodyjnie zaprasza do snu....że zaraz mnie coś trafi.





16 kwi 2012

Każda historia kiedyś musi się zacząć...

przyszedł czas na moją. Przeglądając przeróżne blogi wizażystek, pań od "mejkapu" i wszystkich innych dziewcząt już od dłuższego czasu istniejących na rynku blogów, postanowiłam i ja założyć sobie coś na kształt bloga.
W żadnym wypadku nie staram się być ekspertem od wizażu, chce po prostu dać upust mojej próżności i chwalić się moimi pracami :) Może to będzie odpowiednie miejsce, w końcu w internecie jest już wszystko. Czemu ma nie być i mnie ?

Więcej o mnie w zakładce "o mnie". Więcej o mnie zapewne będzie tutaj z czasem, na razie muszę się oswoić z posiadaniem takiego cudeńka. Gdzie wpisać, gdzie zapisać...

na zdjęciu Iga i Ja